Moja rodzina wywodziła się plemienia poskramiaczy smoków. Nazywali siebie ostrzami. Dużo o nich kiedyś czytałam, jednak najzwyklej w świecie przestało mnie to interesować. Zawsze bałam się, że moim przeznaczeniem będzie ujeżdżanie smoków.
Fascynowały mnie te zwierzęta. Jakim sposobem ogień wydobywał się z ich paszczy. Tak potężne istoty jednym ruchem skrzydeł potrafiły znaleźć się wysoko nad ziemią.
Podczas posiłku Jan cały czas uśmiechał się do mnie, a Draco szturchał mnie i kopał. Za około dziesiątym razem tak mnie wkurzył, że dostał ode mnie z całej siły w piszczel. Zaczęłam jeść jedzenie z mojego talerza. Wszystko miało nijaki smak. Rozgrzebywałam ziemniaki widelcem. Rozglądałam się po Wielkiej Sali. Gwar i hałas wypełniał pomieszczenie. Był to teraz czas wolny ze względu na jakieś święto. Nagle poczułam jak po mojej głowidle rozlewa się zimna woda. To Malfoy trzymał puchar nad moją głową. W gronie jego bandy wybuchł głośny śmiech. Wszystkie oczy skierowane były na mnie. Podniosłam się. Uniosłam rękę ku górze i gwałtownie opuściłam ją na twarz Dracona. Wybiegłam przez otwarte drzwi. Łzy
zaczęły cieknąć z moich oczu.
Udałam się na błonie. Daleko od wszystkiego. Po kilku minutach płaczu poczułam dłoń na ramieniu. Wyszarpałam rękę i ukryłam twarz w skulonych kolanach. Usłyszałam szmer i znane mi ciepło.
Podniosłam głowę, otworzyłam oczy i zobaczyłam Janka. Wtuliłam się w niego i zaczęłam głośno szlochać, a on gładził moją mokrą głowę. Matko święta chyba się zakochałam.
W dali usłyszałam rozmowy. Był to chłopak ze Slytherinu i jakaś dziewczyna, której krawatu nie widziałam. Podniosłam się na palcach.
- Muszę iść na eliksiry...- wyszeptałam Gryfonowi do ucha.
Uśmiechnął się. Gdy odchodziłam pomachał mi. Musiałam szybko biec do klasy. W końcu... Snape...
***
Lekcja odbywała się bez większych wpadek. Pomijając to, że mieliśmy lekcję z wszystkimi Krukonami. Jakaś Nancy siedziała koło mnie. Tworzyliśmy eliksir, który mógł przepalić całe biurko. To jakiś nowy wymysł. Po lewej stronie, krzesło obok siedział Armin. Lubię go. Jest nawet fajny. Nie jest jak inni Ślizgoni.
-Teraz trzeba mieszać. Stal to jedyna rzecz, której to nie przepali.- prawił Snape.
Rozmawiałam z Arminem o zbliżających się mistrzostwach quidditcha. Wtem usłyszałam krzyk Krukonki siedzącej obok mnie. Odwróciłam się, a rękę miałam cały czas położoną na stole. Jej twarz była blada, a oczy rozszerzone na pół twarzy.
- Co się stało...- powiedziałam cicho marszcząc brwi.
Spuściła oczy na moją rękę. Ujrzałam ją całą zalaną kwasem. Nietkniętą. Niespaloną. Zaczęłam panikować. Podskoczyłam z krzesła i zaczęłam krzyczeć. Nie wiem dlaczego, ale bałam się. Nauczyciel wyciągnął różdżkę, wycelował nią we mnie i wypowiedział nie znane mi zaklęcie. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nogi stały się miękkie. Straciłam przytomność.
***
Lekko rozchyliłam rzęsy. Znajdowałam się w dużej sali z wieloma łóżkami. Podniosłam się, lecz gdy poczułam pieczący ból w prawej ręce od razu przestałam wywierać nacisk na rękę. Rozejrzałam się po pokoju. Po prawej stała biała półeczka, na której leżała kartka. Rozchyliłam ją ostrożnie.
Przyjdę najszybciej jak potrafię. Potem wszystko ci wytłumaczę.
~JD
Z każdym słowem serce biło szybciej. Usiadłam na skrawku łóżka. Odwinęłam bandaż z ręki i ujrzałam nietkniętą dłoń. Usłyszałam dźwięk otwierania drzwi. Byłam gotowa na wizytę Janka, ale był to... Malfoy.
- Czego tu szukasz Draco...-spytałam podejrzliwie.
- Ciebie.- odpowiedział pewny siebie i usiadł koło mnie.
- Ale... Ty mnie nienawidzisz.
- No, ale ty jesteś Ślizgonką... Jedną z nas...
- Idź stąd...- wymruczałam.
Prychnął i szybkim krokiem wyszedł z sali.
Fascynowały mnie te zwierzęta. Jakim sposobem ogień wydobywał się z ich paszczy. Tak potężne istoty jednym ruchem skrzydeł potrafiły znaleźć się wysoko nad ziemią.
Podczas posiłku Jan cały czas uśmiechał się do mnie, a Draco szturchał mnie i kopał. Za około dziesiątym razem tak mnie wkurzył, że dostał ode mnie z całej siły w piszczel. Zaczęłam jeść jedzenie z mojego talerza. Wszystko miało nijaki smak. Rozgrzebywałam ziemniaki widelcem. Rozglądałam się po Wielkiej Sali. Gwar i hałas wypełniał pomieszczenie. Był to teraz czas wolny ze względu na jakieś święto. Nagle poczułam jak po mojej głowidle rozlewa się zimna woda. To Malfoy trzymał puchar nad moją głową. W gronie jego bandy wybuchł głośny śmiech. Wszystkie oczy skierowane były na mnie. Podniosłam się. Uniosłam rękę ku górze i gwałtownie opuściłam ją na twarz Dracona. Wybiegłam przez otwarte drzwi. Łzy
zaczęły cieknąć z moich oczu.
Udałam się na błonie. Daleko od wszystkiego. Po kilku minutach płaczu poczułam dłoń na ramieniu. Wyszarpałam rękę i ukryłam twarz w skulonych kolanach. Usłyszałam szmer i znane mi ciepło.
Podniosłam głowę, otworzyłam oczy i zobaczyłam Janka. Wtuliłam się w niego i zaczęłam głośno szlochać, a on gładził moją mokrą głowę. Matko święta chyba się zakochałam.
W dali usłyszałam rozmowy. Był to chłopak ze Slytherinu i jakaś dziewczyna, której krawatu nie widziałam. Podniosłam się na palcach.
- Muszę iść na eliksiry...- wyszeptałam Gryfonowi do ucha.
Uśmiechnął się. Gdy odchodziłam pomachał mi. Musiałam szybko biec do klasy. W końcu... Snape...
***
Lekcja odbywała się bez większych wpadek. Pomijając to, że mieliśmy lekcję z wszystkimi Krukonami. Jakaś Nancy siedziała koło mnie. Tworzyliśmy eliksir, który mógł przepalić całe biurko. To jakiś nowy wymysł. Po lewej stronie, krzesło obok siedział Armin. Lubię go. Jest nawet fajny. Nie jest jak inni Ślizgoni.
-Teraz trzeba mieszać. Stal to jedyna rzecz, której to nie przepali.- prawił Snape.
Rozmawiałam z Arminem o zbliżających się mistrzostwach quidditcha. Wtem usłyszałam krzyk Krukonki siedzącej obok mnie. Odwróciłam się, a rękę miałam cały czas położoną na stole. Jej twarz była blada, a oczy rozszerzone na pół twarzy.
- Co się stało...- powiedziałam cicho marszcząc brwi.
Spuściła oczy na moją rękę. Ujrzałam ją całą zalaną kwasem. Nietkniętą. Niespaloną. Zaczęłam panikować. Podskoczyłam z krzesła i zaczęłam krzyczeć. Nie wiem dlaczego, ale bałam się. Nauczyciel wyciągnął różdżkę, wycelował nią we mnie i wypowiedział nie znane mi zaklęcie. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nogi stały się miękkie. Straciłam przytomność.
***
Lekko rozchyliłam rzęsy. Znajdowałam się w dużej sali z wieloma łóżkami. Podniosłam się, lecz gdy poczułam pieczący ból w prawej ręce od razu przestałam wywierać nacisk na rękę. Rozejrzałam się po pokoju. Po prawej stała biała półeczka, na której leżała kartka. Rozchyliłam ją ostrożnie.
Przyjdę najszybciej jak potrafię. Potem wszystko ci wytłumaczę.
~JD
Z każdym słowem serce biło szybciej. Usiadłam na skrawku łóżka. Odwinęłam bandaż z ręki i ujrzałam nietkniętą dłoń. Usłyszałam dźwięk otwierania drzwi. Byłam gotowa na wizytę Janka, ale był to... Malfoy.
- Czego tu szukasz Draco...-spytałam podejrzliwie.
- Ciebie.- odpowiedział pewny siebie i usiadł koło mnie.
- Ale... Ty mnie nienawidzisz.
- No, ale ty jesteś Ślizgonką... Jedną z nas...
- Idź stąd...- wymruczałam.
Prychnął i szybkim krokiem wyszedł z sali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz