- Co jest? Która godzina?
- Twoja ostatnia, wyłaź - zrzuciłam z niego kołdrę. Chłopak wstał niechętnie i spojrzał na zegarek.
- Jejku, jest przed siódmą... - zaczął się ubierać - Sprawiasz same kłopoty
Po kilku minutach był już gotowy. Siedzieliśmy razem w pokoju Gryfindoru
- Hej, powiedz mi ...
- Hm?
- Co chciałabyś dostać od chłopaka na urodziny, oczywiście gdybyś go miała.
- Hmm... Nie myślałam o tym - złapałam się za brodę - Dla mnie życzenia i róża w zupełności by wystarczyły, ważne, że pamiętał
- Dobra powiem to inaczej... - westchnął - Co mam kupić Nancy?
- Aa. To zupełnie inna bajka, ona zapewne chciałaby najnowszy model butów do teleportacji. I koniecznie muszą być różowe - zaśmiałam się
- Masz rację, haha! I mam jeszcze jedno pytanie...
- Co znów? - uśmiechnęłam się
- Pomożesz mi w Eliksirach?
- Coo?! - zdziwiłam się - Tobie zależy na ocenach? Co się z panem dzieje panie Genpou?
- Lucy, mówię serio - uśmiechał się
- No nie wiem - przekomarzałam się - Muszę zajrzeć do mojego napiętego harmonogramu i sprawdzić czy znajdę dla ciebie godzinkę dziennie.
- Dla mnie zawsze znajdziesz - śmiał się
Po chwili usłyszeliśmy, jak Gruba Dama odmawia wpuszczenia kogoś do środka. Zaciekawiona poszłam sprawdzić kto to jest. Nancy!
- Hej, spotkamy się zaraz w bibliotece?
- Jestem z Akise...
- Sami? - jej mina zmieniła się, teraz wyglądała podejrzanie.
- Tak...
- Mniejsza o to, wiem, że on nie lubi Ziemniaków. - zażartowała - Za dwadzieścia minut w bibliotece
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po wyjściu z biblioteki była już dziewiąta, nikt nie spał. Cała szkoła siedziała w wielkiej sali jedząc śniadanie, było głośniej niż zwykle.
- O co się tak rozchodzi? - zdziwiłam się
- Nie słuchałaś wczoraj profesora, prawda? - skrzywił się Steven
- Eee.. Nie - uśmiechnęłam się
- Pod koniec tygodnia jest bal z okazji rozpoczęcia mistrzostw Quidicha... - wtrącił się Akise - Jesteś w składzie, powinnaś to wiedzieć
- Tak, bo szukająca musi wszystko wiedzieć... - przewróciłam oczami.
- Z kim idziesz? - zapytała Nancy
- Nie idę - zaśmiałam się - A ty?
- Przecież to jasne, że Akise mnie zaprosi, w końcu jestem jego dziewczyną
- No tak... - westchnęłam
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po śniadaniu miałam Eliksiry. Profesor Snape męczył nas o nadużywaniu Płynnego Szczęścia i narzekał na Pottera, ehh. Norma. Po Eliksirach, Zielarstwo, po Zielarstwie, Latanie, Numerologia i Transmutacja. Ogólnie Gryfindor zdobył 2O pkt a stracił 5. Wątpię byśmy w tym roku wygrali. Lekcje skończyły się po piętnastej, miałam chwilę aby obmyśleć sprawę z tym całym "balem". Najchętniej w ogóle bym tam nie szła. I niby co tam będzie? Tańczenie, wybieranie króla i królowej, jedzenie, picie... Nuda! Postanowione, więc nie idę. Poza tym nie miałabym z kim iść. Akise idzie z Nancy, Steven z Lily. Tylko ja jestem sama.
- Psst! - usłyszałam szept, do dormitorium wchodził Akise. - Co siedzisz taka smutna?
- Ja? Nie jestem smutna tylko zmęczona, poza tym dostałam ochrzan za brak peleryny - westchnęłam
- Właśnie to ,o której idziemy?
- Jest po szesnastej, więc może około dziewiętnastej, po kolacji?
- Hahahahhahahahahaha! - Akise wybuchnął śmiechem
- Co znów?!
- Jesteś taka śmieszna, zachowujesz się jakby nie było tajnych przejść - śmiał się.
- Zamknij się! - rzuciłam się na niego i zatkałam mu usta ręką - Ściany mają uszy...
- Psst! - usłyszałam szept, do dormitorium wchodził Akise. - Co siedzisz taka smutna?
- Ja? Nie jestem smutna tylko zmęczona, poza tym dostałam ochrzan za brak peleryny - westchnęłam
- Właśnie to ,o której idziemy?
- Jest po szesnastej, więc może około dziewiętnastej, po kolacji?
- Hahahahhahahahahaha! - Akise wybuchnął śmiechem
- Co znów?!
- Jesteś taka śmieszna, zachowujesz się jakby nie było tajnych przejść - śmiał się.
- Zamknij się! - rzuciłam się na niego i zatkałam mu usta ręką - Ściany mają uszy...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Lucy jesteś pewna, że to właściwa droga? - jęknął chłopak przechodząc przez sekretne przejście.
- Tak! Nie raz chodziłam tędy do trzech mioteł lub księgarni Esy&Floresy.
- Ale wisisz mi piwo kremowe... - westchnął
- Sam chciałeś ze mną iść.
Po kilkunastu minutach idiotycznej dyskusji byliśmy już na powierzchni. Teraz trzeba się mieć na baczności, bo maszkary z Alei Smiertelnego Nokturnu wychodziły na miasto. Kilka kroków za miodowym królestwem znajdował się Olivander a następnie sklep z mundurkami do różnych szkół. Weszliśmy do środka. Sklep był zakurzony i wyglądał jakby nikogo nie było tu od miesięcy. Powoli i po cichu wzięłam szatę, najmniejszy rozmiar XS był za duży. Ja i moje pięćdziesiąt kilo powinniśmy być w dziale dziecięcym. Pomimo iż szata wyglądała na za dużą wzięłam ją płacąc około 25 galeonów.
- Hej! To idziemy na to piwo? - zapytał Akise z niewinnym uśmiechem.
- Jasne! Tylko musimy być przed dwudziestą, bo wtedy zaczynają się dyżury nauczycieli i prefektów.
Chwilę później byliśmy w trzech miotłach. Wszędzie stali lekko piani czarodzieje, my zaś ruszyliśmy na górne piętro, gdzie nigdy nikogo nie było przez przypowieść o Banshee. Na szczęście to była tylko bujda, którą Hagrid niechcący wypuścił, gdy jeszcze była to jedna miotła.
- Coś dla was? - zapytała stara kobieta
- Poproszę dwa razy piwo kremowe - wtrącił się chłopak
- 15 galeonów - piwa już leciały w powietrzu. Zaczęłam już wyciągać portfel, gdy Akise niespodziewanie zapłacił. Kobieta odeszła a piwa stały na stole.
- Dlaczego zapłaciłeś? - zdziwiłam się
- Powiedz mi - utkwiłam wzrok w chłopaku - Jest ktoś kto chciałby iść ze mną na ten bal?
- A, więc dlatego byłaś smutna... - chłopak zamyślił się - Jest pewien chłopak ale jego dziewczyna mu nie pozwala - uśmiechnął się
- Hahah, bardzo zabawne.
- Nie żartuję... Ona zawsze jest otoczona przystojniakami to czemu ja raz nie mogę być z inną piękną dziewczyną?
- Ale ... - automatycznie zrobiłam się czerwona.
- Chodźmy już, zaraz będą sprawdzali dormitoria.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz