Dzień zaczęłam od śniadania- jak zawsze. Sala była pełna gwaru i śmiechu. Janka nie było. Szukałam go wzrokiem, lecz nie znajdował się w pomieszczeniu. Malfoya także i kilku osób ze Slytherinu. No tak... Mistrzostwa. Nagle drzwi się rozwarły i wbiegła przerażona McGonagall.
- Profesorze... Pożar!- krzyknęła do dyrektora.
Moje serce zaczęło bić szybciej. Nie wiem czy ze strachu czy z podniecenia, które tak szybko mnie ogarnęło. Zaczęłam wpychać jedzenie do ust. Chyba tylko dlatego aby się czymś zająć. Popijałam szybko wodą i znów jedzenie. I tak w kółko. Po około 3 minutach profesor Dumbledore zabrał głos.
- Moi drodzy. Za 3 dni odbędzie się uroczystość. Nie będzie ona miała ważnej przyczyny. Będzie to wprowadzenie do oficjalnych treningów przed Mistrzostwami w Quidditchu.
Uśmiechnęłam się. Muszę iść do Jana. Jeśli on nie spyta się pierwszy... To ja to zrobię.
- A teraz. Macie 1 godzinę wolnego.- Dodał.
Podniosłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Nagle staranował mnie tłum dziewczyn. Domyślałam się gdzie biegną. Najlepszym rozwiązaniem było biec za nimi. Przemierzałam korytarze biegnąc za tłumem. Przypominały mi one troszkę psychofanki. Było to dla mnie bardzo śmieszne. Postanowiłam odłączyć się od grupy i pobiec szybko na dwór. To była jedyna szansa aby dotrzeć do Gryfonów przed nimi. Padał mocno deszcz. Zobaczyłam ich grupę.
- Janek!- wpadłam na chłopaka.- Szybko!
Ciągnęłam go za rękę w stronę domu Hagrida. Schowaliśmy się za nim i zaczęliśmy śmiać. Chyba nas nie widziały, bo nic nie słyszałam.
- Trochę tu... mokro.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Woda spływała mi po głowie. Tak by nie było gdyby my- idioci- nie stanęlibyśmy pod wylotem rynny.
- Jak wam poszły treningi?- spytałam przerywając ciszę.
- Dosyć dobrze. Tylko deszcz przerwał i robiliśmy tylko rozgrzewkę pod koniec. Ale wygrywaliśmy.
- To dobrze. Nie spaprajcie tego. Chcę żebyście wygrali.- puściłam do niego oko.- Musimy już iść. Zimno mi.
Zaczął ściągać bluzę z nazwiskiem Dabrowsky. Dał mi do ręki pomarańczowo-złotą bluzkę.
- Załóż. Mamy zapasowe.
Zrobiłam to co kazał.
- Ale... Nie jest ci zimno?
- Nie... Jest ok. 23 stopnie.- powiedział śmiejąc się.
- Słuchaj czy dopadło cię już grono twych fanek?- spytałam zakładając kaptur.
- Nie. A co?- odwrócił się w moją stronę.
- Nie, nie nic... Jakiś bal jest za dwa dni i...- wyszeptałam.
Nastała cisza. On nabrał rumieńców na twarzy i ja też. Nic nie mówił. Chyba było tak jak myślałam. On nie chce ze mną iść na tą imprezę.
- Idziesz już z kimś?- spytał patrząc w ziemię.
- Nie.- rzuciłam krótko.
Dalej kroczyliśmy w mgle i deszczu. Nagle usłyszałam jakby ryk.
- Ty też to słyszałeś?
- Co? Nie...- odpowiedział podejr zliwie.
- Musiało mi się wydawać.
***
Kolejne lekcje się kończyły wyszłam na przerwę. Ujrzałam tam Browna, który popycha się z Jankiem. Podeszłam do nich szybko, a gdy JD mnie zobaczył jego oczy się uśmiechnęły. Wskazał ręką na mnie i gadał coś do rozwścieczonego rudego chłopaka. Byłam za daleko by usłyszeć.
- O co chodzi?- spytałam gdy dotarłam do dwójki.
- On kradnie mi dziewczynę!- krzyknął Steven.
- Co?- powiedziałam zdziwiona.
- Zaprasza moją Jersey na bal!
- To nie prawda nie potrafisz tego pojąć!?- krzyknął Jan- Jane. Prawda, że zaprosiłem ciebie?
-T-tak... Nie wiem o co ta sprzeczka.- skłamałam.
Serce znów biło szybciej. Ręce zaczęły mi drżeć. Prefekt puścił Janka i odszedł wściekły. Szybkim krokiem oddaliłam się od tamtego miejsca. Gdy wkroczyłam do pustego korytarza ktoś chwycił mi za rękę.
- To nie jest tak jak ci się zdaje... Ona kłamała.
- Zdaję sobie z tego sprawę.- powiedziałam cicho.
- Dziękuję za pomoc... Czy dalej nie masz z kim iść na bal...?- powiedział łapiąc mnie za obie ręce.
- Czy mam to traktować jako propozycję?- uniosłam brwi.
- Jak sobie tam wolisz. Chyba, że nie chcesz to...
- Nie powiedziałam, że nie chcę.- ścisnęłam go za rękę.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy co było trochę krępujące.
-Ee.. Chodźmy na błonie...-powiedział wskazując palcem na bijącą wierzbę.
Posiedzieliśmy tam trochę, spotkaliśmy Gryfonkę i Armina. Potem poszliśmy do swoich dormitoriów. Gdy się rozstawaliśmy stanęłam na chwilę.
- Janek.- wyszeptałam.- Ja nie umiem tańczyć...
- Nauczę cię jutro. Po lekcjach.
Zrobił krok w moją stronę tak, że dzieliło nas od siebie kilka centymetrów. Słyszałam jego bicie serca, ponieważ w okół było zupełnie cicho. Jego przyśpieszony oddech, który wprowadzał w ruch pojedyncze włosy na mojej głowie. Pocałował mnie w czoło. Uniosłam kąciki ust. Przymknęłam powieki. Po chwili odsunął się. Jego słodkie rumieńce znów napłynęły na twarz. Każdy poszedł w swoją stronę.
***
Po kolacji nic specjalnego się nie wydarzyło. W dormitorium był lekki zamęt Malfoy był znów zdenerwowany i robił zamieszanie. Udałam się do łóżka. Starałam się usnąć z myślą o tym co się dziś stało.
- Profesorze... Pożar!- krzyknęła do dyrektora.
Moje serce zaczęło bić szybciej. Nie wiem czy ze strachu czy z podniecenia, które tak szybko mnie ogarnęło. Zaczęłam wpychać jedzenie do ust. Chyba tylko dlatego aby się czymś zająć. Popijałam szybko wodą i znów jedzenie. I tak w kółko. Po około 3 minutach profesor Dumbledore zabrał głos.
- Moi drodzy. Za 3 dni odbędzie się uroczystość. Nie będzie ona miała ważnej przyczyny. Będzie to wprowadzenie do oficjalnych treningów przed Mistrzostwami w Quidditchu.
Uśmiechnęłam się. Muszę iść do Jana. Jeśli on nie spyta się pierwszy... To ja to zrobię.
- A teraz. Macie 1 godzinę wolnego.- Dodał.
Podniosłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Nagle staranował mnie tłum dziewczyn. Domyślałam się gdzie biegną. Najlepszym rozwiązaniem było biec za nimi. Przemierzałam korytarze biegnąc za tłumem. Przypominały mi one troszkę psychofanki. Było to dla mnie bardzo śmieszne. Postanowiłam odłączyć się od grupy i pobiec szybko na dwór. To była jedyna szansa aby dotrzeć do Gryfonów przed nimi. Padał mocno deszcz. Zobaczyłam ich grupę.
- Janek!- wpadłam na chłopaka.- Szybko!
Ciągnęłam go za rękę w stronę domu Hagrida. Schowaliśmy się za nim i zaczęliśmy śmiać. Chyba nas nie widziały, bo nic nie słyszałam.
- Trochę tu... mokro.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Woda spływała mi po głowie. Tak by nie było gdyby my- idioci- nie stanęlibyśmy pod wylotem rynny.
- Jak wam poszły treningi?- spytałam przerywając ciszę.
- Dosyć dobrze. Tylko deszcz przerwał i robiliśmy tylko rozgrzewkę pod koniec. Ale wygrywaliśmy.
- To dobrze. Nie spaprajcie tego. Chcę żebyście wygrali.- puściłam do niego oko.- Musimy już iść. Zimno mi.
Zaczął ściągać bluzę z nazwiskiem Dabrowsky. Dał mi do ręki pomarańczowo-złotą bluzkę.
- Załóż. Mamy zapasowe.
Zrobiłam to co kazał.
- Ale... Nie jest ci zimno?
- Nie... Jest ok. 23 stopnie.- powiedział śmiejąc się.
- Słuchaj czy dopadło cię już grono twych fanek?- spytałam zakładając kaptur.
- Nie. A co?- odwrócił się w moją stronę.
- Nie, nie nic... Jakiś bal jest za dwa dni i...- wyszeptałam.
Nastała cisza. On nabrał rumieńców na twarzy i ja też. Nic nie mówił. Chyba było tak jak myślałam. On nie chce ze mną iść na tą imprezę.
- Idziesz już z kimś?- spytał patrząc w ziemię.
- Nie.- rzuciłam krótko.
Dalej kroczyliśmy w mgle i deszczu. Nagle usłyszałam jakby ryk.
- Ty też to słyszałeś?
- Co? Nie...- odpowiedział podejr zliwie.
- Musiało mi się wydawać.
***
Kolejne lekcje się kończyły wyszłam na przerwę. Ujrzałam tam Browna, który popycha się z Jankiem. Podeszłam do nich szybko, a gdy JD mnie zobaczył jego oczy się uśmiechnęły. Wskazał ręką na mnie i gadał coś do rozwścieczonego rudego chłopaka. Byłam za daleko by usłyszeć.
- O co chodzi?- spytałam gdy dotarłam do dwójki.
- On kradnie mi dziewczynę!- krzyknął Steven.
- Co?- powiedziałam zdziwiona.
- Zaprasza moją Jersey na bal!
- To nie prawda nie potrafisz tego pojąć!?- krzyknął Jan- Jane. Prawda, że zaprosiłem ciebie?
-T-tak... Nie wiem o co ta sprzeczka.- skłamałam.
Serce znów biło szybciej. Ręce zaczęły mi drżeć. Prefekt puścił Janka i odszedł wściekły. Szybkim krokiem oddaliłam się od tamtego miejsca. Gdy wkroczyłam do pustego korytarza ktoś chwycił mi za rękę.
- To nie jest tak jak ci się zdaje... Ona kłamała.
- Zdaję sobie z tego sprawę.- powiedziałam cicho.
- Dziękuję za pomoc... Czy dalej nie masz z kim iść na bal...?- powiedział łapiąc mnie za obie ręce.
- Czy mam to traktować jako propozycję?- uniosłam brwi.
- Jak sobie tam wolisz. Chyba, że nie chcesz to...
- Nie powiedziałam, że nie chcę.- ścisnęłam go za rękę.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy co było trochę krępujące.
-Ee.. Chodźmy na błonie...-powiedział wskazując palcem na bijącą wierzbę.
Posiedzieliśmy tam trochę, spotkaliśmy Gryfonkę i Armina. Potem poszliśmy do swoich dormitoriów. Gdy się rozstawaliśmy stanęłam na chwilę.
- Janek.- wyszeptałam.- Ja nie umiem tańczyć...
- Nauczę cię jutro. Po lekcjach.
Zrobił krok w moją stronę tak, że dzieliło nas od siebie kilka centymetrów. Słyszałam jego bicie serca, ponieważ w okół było zupełnie cicho. Jego przyśpieszony oddech, który wprowadzał w ruch pojedyncze włosy na mojej głowie. Pocałował mnie w czoło. Uniosłam kąciki ust. Przymknęłam powieki. Po chwili odsunął się. Jego słodkie rumieńce znów napłynęły na twarz. Każdy poszedł w swoją stronę.
***
Po kolacji nic specjalnego się nie wydarzyło. W dormitorium był lekki zamęt Malfoy był znów zdenerwowany i robił zamieszanie. Udałam się do łóżka. Starałam się usnąć z myślą o tym co się dziś stało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz