niedziela, 21 września 2014

~~ Dzień drugi - rok 5 - Lucy Stone ~~

Niewyspana obudziłam się o szóstej. Jeszcze trzy godziny do śniadania. Nie mam bladego pojęcia co będę robiła. Ubrałam się i ogarnęłam. Nadal pozostawały dwie godziny. Ruszyłam w stronę sypialni chłopców z 6 roku, ostrożnie weszłam i obudziłam Akise.
- Co jest? Która godzina?
- Twoja ostatnia, wyłaź - zrzuciłam z niego kołdrę. Chłopak wstał niechętnie i spojrzał na zegarek.
- Jejku, jest przed siódmą... - zaczął się ubierać - Sprawiasz same kłopoty
Po kilku minutach był już gotowy. Siedzieliśmy razem w pokoju Gryfindoru
- Hej, powiedz mi ...
- Hm?
- Co chciałabyś dostać od chłopaka na urodziny, oczywiście gdybyś go miała.
- Hmm... Nie myślałam o tym - złapałam się za brodę - Dla mnie życzenia i róża w zupełności by wystarczyły, ważne, że pamiętał
- Dobra powiem to inaczej... - westchnął - Co mam kupić Nancy?
- Aa. To zupełnie inna bajka, ona zapewne chciałaby najnowszy model butów do teleportacji. I koniecznie muszą być różowe - zaśmiałam się
- Masz rację, haha! I mam jeszcze jedno pytanie...
- Co znów? - uśmiechnęłam się
- Pomożesz mi w Eliksirach?
- Coo?! - zdziwiłam się - Tobie zależy na ocenach? Co się z panem dzieje panie Genpou?
- Lucy, mówię serio - uśmiechał się
- No nie wiem - przekomarzałam się - Muszę zajrzeć do mojego napiętego harmonogramu i sprawdzić czy znajdę dla ciebie godzinkę dziennie.
- Dla mnie zawsze znajdziesz - śmiał się
Po chwili usłyszeliśmy, jak Gruba Dama odmawia wpuszczenia kogoś do środka. Zaciekawiona poszłam sprawdzić kto to jest. Nancy!
- Hej, spotkamy się zaraz w bibliotece?
- Jestem z Akise...
- Sami? - jej mina zmieniła się, teraz wyglądała podejrzanie.
- Tak...
- Mniejsza o to, wiem, że on nie lubi Ziemniaków. - zażartowała - Za dwadzieścia minut w bibliotece
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po wyjściu z biblioteki była już dziewiąta, nikt nie spał. Cała szkoła siedziała w wielkiej sali jedząc śniadanie, było głośniej niż zwykle.
- O co się tak rozchodzi? - zdziwiłam się
- Nie słuchałaś wczoraj profesora, prawda? - skrzywił się Steven
- Eee.. Nie - uśmiechnęłam się
- Pod koniec tygodnia jest bal z okazji rozpoczęcia mistrzostw Quidicha... - wtrącił się Akise - Jesteś w składzie, powinnaś to wiedzieć
- Tak, bo szukająca musi wszystko wiedzieć... - przewróciłam oczami.
- Z kim idziesz? - zapytała Nancy
- Nie idę - zaśmiałam się - A ty?
- Przecież to jasne, że Akise mnie zaprosi, w końcu jestem jego dziewczyną 
- No tak... - westchnęłam
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po śniadaniu miałam Eliksiry. Profesor Snape męczył nas o nadużywaniu Płynnego Szczęścia i narzekał na Pottera, ehh. Norma. Po Eliksirach, Zielarstwo, po Zielarstwie, Latanie, Numerologia i Transmutacja. Ogólnie Gryfindor zdobył 2O pkt a stracił 5. Wątpię byśmy w tym roku wygrali. Lekcje skończyły się po piętnastej, miałam chwilę aby obmyśleć sprawę z tym całym "balem". Najchętniej w ogóle bym tam nie szła. I niby co tam będzie? Tańczenie, wybieranie króla i królowej, jedzenie, picie... Nuda! Postanowione, więc nie idę. Poza tym nie miałabym z kim iść. Akise idzie z Nancy, Steven z Lily. Tylko ja jestem sama.
- Psst! - usłyszałam szept, do dormitorium wchodził Akise. - Co siedzisz taka smutna?
- Ja? Nie jestem smutna tylko zmęczona, poza tym dostałam ochrzan za brak peleryny - westchnęłam
- Właśnie to ,o której idziemy?
- Jest po szesnastej, więc może około dziewiętnastej, po kolacji?
- Hahahahhahahahahaha! - Akise wybuchnął śmiechem
- Co znów?!
- Jesteś taka śmieszna, zachowujesz się jakby nie było tajnych przejść - śmiał się.
- Zamknij się! - rzuciłam się na niego i zatkałam mu usta ręką - Ściany mają uszy...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Lucy jesteś pewna, że to właściwa droga? - jęknął chłopak przechodząc przez sekretne przejście.
- Tak! Nie raz chodziłam tędy do trzech mioteł lub księgarni Esy&Floresy.
- Ale wisisz mi piwo kremowe... - westchnął
- Sam chciałeś ze mną iść.
Po kilkunastu minutach idiotycznej dyskusji byliśmy już na powierzchni. Teraz trzeba się mieć na baczności, bo maszkary z Alei Smiertelnego Nokturnu wychodziły na miasto. Kilka kroków za miodowym królestwem znajdował się Olivander a następnie sklep z mundurkami do różnych szkół. Weszliśmy do środka. Sklep był zakurzony i wyglądał jakby nikogo nie było tu od miesięcy. Powoli i po cichu wzięłam szatę, najmniejszy rozmiar XS był za duży. Ja i moje pięćdziesiąt kilo powinniśmy być w dziale dziecięcym. Pomimo iż szata wyglądała na za dużą wzięłam ją płacąc około 25 galeonów. 
- Hej! To idziemy na to piwo? - zapytał Akise z niewinnym uśmiechem.
- Jasne! Tylko musimy być przed dwudziestą, bo wtedy zaczynają się dyżury nauczycieli i prefektów.
Chwilę później byliśmy w trzech miotłach. Wszędzie stali lekko piani czarodzieje, my zaś ruszyliśmy na górne piętro, gdzie nigdy nikogo nie było przez przypowieść o Banshee. Na szczęście to była tylko bujda, którą Hagrid niechcący wypuścił, gdy jeszcze była to jedna miotła.
- Coś dla was? - zapytała stara kobieta
- Poproszę dwa razy piwo kremowe - wtrącił się chłopak
- 15 galeonów - piwa już leciały w powietrzu. Zaczęłam już wyciągać portfel, gdy Akise niespodziewanie zapłacił. Kobieta odeszła a piwa stały na stole. 
- Dlaczego zapłaciłeś? - zdziwiłam się
- Powiedziałem, że wisisz mi piwo ale nie, że masz za nie płacić.
- Powiedz mi - utkwiłam wzrok w chłopaku - Jest ktoś kto chciałby iść ze mną na ten bal?
- A, więc dlatego byłaś smutna... - chłopak zamyślił się - Jest pewien chłopak ale jego dziewczyna mu nie pozwala - uśmiechnął się
- Hahah, bardzo zabawne. 
- Nie żartuję... Ona zawsze jest otoczona przystojniakami to czemu ja raz nie mogę być z inną piękną dziewczyną? 
- Ale ... - automatycznie zrobiłam się czerwona.
- Chodźmy już, zaraz będą sprawdzali dormitoria.

sobota, 20 września 2014

▲Dzień Trzeci▲Rok 5 ▲Lee HaNa▲

 Dzięki Yoongi'emu udało mi się zrozumieć na lekcjach o czym mówili nauczyciele.Jak tak dalej pójdzie nigdy nie będę lepsza od Seokjina.W sumie to nie jest takie ważne,ale źle czuję się z tym,że nie dorastam mu nawet do pięt.Wyszłam na zewnątrz się przewietrzyć.Ostatnio moja głowa
chce eksplodować.Zaczęło się ściemniać,raczej nie powinnam wychodzić.W końcu zdecydowałam się wyjść i pobiegłam na błonie.Usiadłam na korze złamanego już dawno drzewa i zaczęłam masować skronie,biorąc głębokie wdechy.Po paru minutach zrobiło mi się lepiej.Leniwe wstałam z jakże wygodnego siedzenia,gotowa by ruszyć do zamku,gdy kątem oka zauważyłam coś świecącego w głębi lasu.Nie powinnam tam iść,ale ciekawość wzięła górę.Z resztą i tak złamałam już parę zasad,więc nie mam już nic do stracenia.Szybki,lecz ostrożnym krokiem ruszyłam w kierunku chwilowego błysku.Może mi się przewidziało,ale nie zaszkodzi sprawdzić.W końcu ujrzałam czyjąś sylwetkę.Schowałam się za drzewem.Wytężyłam wzrok,najwyraźniej to chłopak.Ta fryzura...Od tyłu strasznie przypominał mojego brata.Ale przecież on nigdy nie naraziłby się na kłopoty.Nagle postać wyciągnęła z kieszeni coś małego,rzuciła na stos gałęzi przed sobą,popatrzyła na wzrastający ogień  i uciekła.Ten specyficzny wygląd,podczas biegania.To na pewno Jin.Drewno zaczęło się palić i w końcu wyglądało jak ogromne ognisko.Nie myśląc dłużej uciekłam.Biegłam wprost do zamku.Jeśli to naprawdę był Jin to brzydko mówiąc: JEST W DUPIE.Uduszę go!Normalnie uduszę!Co on samo myśli...Z resztą jaki był tego powód?Nagle uderzyłam głową o coś twardego i upadłam.
-Nic ci nie jest?-poznałam ten głos,to Yoongi.
-Nie...-pomógł mi wstać.-Co ty robisz tu o tej godzinie?
-O to samo mógłbym zapytać ciebie.-zaśmiał się.-Zauważyłem,że las się jara,nie wiem gdzie reszta ludzi ma oczy,więc zawołałem nauczycieli.
-O nie!-pisnęłam.
-Coś się stało?
-Przecież powinnam być w zamku!Zorientują się,że wracam z lasu i mnie o wszystko oskarżą.-panikowałam.
Nagle usłyszałam głosy profesorów w oddali.Już po mnie!
-Choć tu.-powiedział Yoongi,po czym przylepił się do mnie.
Chciałam krzyczeć,żeby mnie puścił,ale zakrył mi usta ręką i coś na nas narzucił.
-Nic nie mów i się nie ruszaj.-szepnął i zdjął rękę z moich ust.
Prawie palpitacji serca dostałam.Nie wiem czy to przez to,że mogłam mieć duże kłopoty,czy przez to,że Yoongi jest tak blisko mnie.Nienawidzę,gdy ktoś mnie przytula i narusza moją przestrzeń osobistą.Ale cóż...Jak trzeba to trzeba.
   Nauczyciele przechodzili koło nas,nawet nie zerkając w stronę naszej osoby.
Gdy już byli wystarczająco daleko,zaczęliśmy się powoli wycofywać,aż stanęliśmy na korytarzach Hogwartu.Yoongi zdjął zdjął z nas jakiś koc,tak to wyglądało.Bardzo tandetny wzór.Chwila...
-Skąd masz pelerynę-niewidkę Harry'ego?-zapytałam.
-Pożyczyłem.-odpowiedział,rozglądając się na boki.
-On wie,że ją pożyczyłeś?-zaśmiałam się.
-Oczywiście,że...-zaczął jednak na korytarzu pojawił Jongdae.-O stary!Miałem dokończyć ci ten kawał.-podbiegł do zmieszanego chłopaka i odeszli.
Nie zostało mi nic innego jak pójść do pokoju Ravenclawu.
   Cały czas nie dawał mi spokoju ten incydent z pożarem.Może to nie był Jin.Może tak mi się tylko wydawało?Postanowiłam to sprawdzić.Zaczęłam pędzić z Yoongim.Było już późno i wszyscy uciekli do swoich domów.Niebawem zauważyłam go,rozmawiającym z JongDae.
-Yoongi,choć na chwilę.-wydyszałam.
-To ja się już zbieram.Cześć.-uśmiechnął się nasz kolega i odszedł.
-Musisz mi dać pelerynę-niewidkę!-powiedziałam.
-Po co?-zapytał zdezorientowany.
Wtedy złapały mnie wątpliwości czy mówić mu czy nie.Ale cóż...Nie mam wyboru.Opowiedziałam mu całą historię.
-Idę z tobą.-oznajmił.
Nie miałam nic przeciwko.
-Więc...Idziemy śledzić Jina...

▲Dzień Drugi▲Rok 5 ▲Lee HaNa▲

Nadszedł czas latania na miotle.Dzisiaj boisko dzielimy z Gryfonami.Usiałam na trybunach.To nie tak,że nie lubiłam grać w quidditch'a,po prostu wiem,że wszystko popsułabym.Przyglądałam się uważnie grze.Yoongi był obrońcą,a Seokjin pałkarzem.W naszej drużynie był oczywiście Hoseok,który był szukającym,zawsze mu kibicowałam.Był niezwykle spostrzegawczy.Yoongi nie przepuścił ani jednej piłki.Przegrywaliśmy 40 punktami.Gryfoni naprawdę byli dobrzy.Hoseok zwany przez niektórych J-Hope'm,ponieważ na boisko wnosił iskierkę nadziei dla naszej drużyny,zauważył znicza.Tymczasem Gryfoni wbili kolejne 10 punktów.W stałam z ławki.Zawsze na meczach szastały mną emocje.Szukający z Gryffindoru najwyraźniej zauważył,że Hoseok podąża z zniczem.Zaczęli się przepychać.Ja dawno z tej miotły spadłabym.W międzyczasie udało nam się wbić 20 punktów,a drużynie przeciwnej 100.Cała nadzieja była w J-Hopie.Już prawie dotykał znicza,Już prawie,prawie...Nagle Seokjin odbił tłuczka,który uderzył w miotłę Hoseok'a.Ten runął na ziemię.Trening przerwano.Zbiegłam z trybunów i pobiegłam do poszkodowanego.Ten w dłoni trzymał złotego,malutkiego znicza.
   Okazało się,że jego ręka jest poważnie złamana i nie może przez parę miesięcy się przemęczając,co jest równoznaczne z tym,że nie będzie mógł uczestniczyć ani w treningach,ani w meczach.SeokJinowi lub jak kto woli Jinowi,było bardzo przykro,przepraszałam J-Hope'a wiele razy.Tamten nie żywił urazy.
▲~▲
  Chciałam pomagać Hoseok'owi,ale ostatecznie zajęli się tym chłopcy.Nowe tematy na lekcjach były trudne,bardzo trudne.Przyznam szczerze,że mnie przerosły.Postanowiłam pójść do biblioteki.Poproszę kogoś starszego o pomoc,może to coś da.Pierwszy trafił się Draco Malfoy.Nie miałam nic przeciwko jemu,zamieniłam z nim parę słów i nie jest aż taki zły.Czytał właśnie jakąś książkę.
-Przepraszam,Draco...-powiedziałam,ten oderwał wzrok od książki i zmierzył mnie wzrokiem.
-O co chodzi?Jestem zajęty.-oznajmił.
-Mógłbyś mi pomóc w nauce?-zapytałam.
-Mówiłem,jestem zajęty,zapytaj kogoś innego.-czytał dalej.
Spodziewałam się takiej odpowiedzi.W oddali zauważyłam chłopców,może ich poproszę? Lecz skończyło się taką samą odpowiedzią.Została jeszcze Hermiona.Ona na pewno mi pomoże.Siedziała właśnie z Harry'm i Ronem.
-Hej.Mogłabyś mi pomóc?-spytałam,uśmiechając się sztucznie.
-W czym?
Pokazałam książki.
-Przepraszam Hana,ale jestem zajęta.Ci idioci nie mogą pojąć najprostszych zaklęć.-powiedziała,po czym cała trójka zaczęła się kłócić.Usiadłam zrezygnowana przy jednym ze stolików,otworzyłam książkę i czytałam,nic z tego nie zrozumiałam.
-Aish.Nic nie rozumiem!-powiedziałam rozdrażniona.
-Może pomóc?-usłyszałam,odwróciłam się.To Yoongi.
-Przecież byłeś zajęty.
-Już nie jestem.
Spędziliśmy wieczór na nauce.W sumie połowę zrozumiałam,pół sukcesu za mną.
-Połowy nie zrozumiałam,wytłumaczysz od początku?-zapytałam.
-Tłumaczę ci to czwarty raz.-jęczał.
-Oppa!Nie bądź taki!
Zaczął się wierzgać na krześle,ale ostatnie tłumaczył po raz kolejny.W sumie już prawie wszytko wiedziałam,ale ostatnio czułam się samotna,więc troszkę go pomęczyłam.